poniedziałek, 19 grudnia 2011
Miłosz, Berkley, 1962
Dużo śpię i czytam Tomasza z Akwinualbo "Śmierć Boga" (takie protestanckie dzieło),Na prawo zatoka jak odlana z cyny,za tą zatoką miasto, za miastem ocean,za oceanem ocean, aż do Japonii.Na lewo suche pagórki z białą trawą,za pagórkami nawodniona dolina gdzie uprawia się ryż,za doliną góry i sosny ponderosa,za górami pustynia i owce.Kiedy nie mogłem bez alkoholu, jechałem na alkoholu.Kiedy nie mogłem bez papierosów i kawy, jechałem na papierosach i kawie.Byłem odważny. Pracowity. Prawie wzór cnoty.Ale to nie przydaje sie na nic. Panie doktorze, boli mnie.Nie tu. Nie, nie tu. Sam już nie wiem.Może to nadmiar wysp i kontynentów,niepowiedzianych słów, bazarów i drewnianych fletów,albo picia do lustra, bez urody,choć miało się być czymś w rodzaju archaniołaalbo świętego Jerzego na Świętojerskim Prospekcie. Panie znachorze, boli mnie.Zawsze wierzyłem w gusła i zabobony.Naturalnie że kobiety mają tylko jedną, katolicką, duszęale my mamy dwie. Kiedy zatańczysz,we śnie odwiedzasz odległe pueblosi nawet ziemie nigdy nie widziane.Włóż, proszę ciebie, amulety z piór,poratować trzeba swojego.Ja czytałem dużo książek ale im nie wierzę. Kiedy boli powracmy nad jakieś rzeki,pamiętam tamte krzyże ze znakami słońca i księżyca,i czarowników, jak pracowali kiedy była epidemia tyfusu.Wyślij swoją drugą duszę za góry, za czas.Powiedz, będę czekać, co widziałeś.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz